4 grudnia 2013

powstań.

"Słowo się do mnie dobija. Ja je najczęściej odrzucam, nie chcę Go słuchać, bo wiem, że jak Go wpuszczę, to będzie jazda bez trzymanki. Niekoniecznie przyjemna. Ale Słowo i tak się dobija nieustannie. Czeka na moment, w którym będzie się mogło wedrzeć do mojego serca i w nim zamieszkać. To się może wydarzyć w każdej chwili - w pracy, na uczelni, w domu, na ulicy, w tramwaju, w czasie rozmowy z kimś, kogo nie znoszę. Ono w końcu znajdzie sposób." Piotr Żyłka

Ten fragment wpadł mi w oko w niedzielę, na początek adwentu. Po powrocie z niedzielnej Mszy doszłam do wniosku, że coś w tym jest. Po tych kilku dniach mogę powiedzieć, że to Słowo dobija się i do mnie. Żadnej delikatności, subtelności, lekkiego pukania. Z całą mocą i siłą wbija się do mojego serca i właśnie, to dzieje się w każdej chwili dnia... Jak Noe przeżywam swój potop. Swoich planów, swoich marzeń, swoich nadziei, by całą ufność skierować do Niego.
"Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu." (Rz 13,11)


1 komentarz:

  1. i ta niekończąca się walka o marzenia, które się nie spełnią, bo spełnią się inne, lepsze, niespodziewane... :)

    OdpowiedzUsuń