31 października 2013

ulotna chwila.

I tak o to, jak bardzo nie lubię książek w jakikolwiek związany sposób z wojną w jeden wieczór pochłonęłam "Rzeźnia numer pięć". Chociaż po prostu było to moje przygotowanie do zajęć to jednak książka utkwi w głowie na długo. Podobnie jak wątek o bombardowaniu Drezna z "Bikini" Wiśniewskiego, gdzie niektóre sceny po tych paru latach tkwią jak czytane wczoraj. Największe koszmary nocne to właśnie te związane z wojną.
Przejdźmy do bardziej przyjemnych chwil. Środa to był dobry dzień. Dziś to też dobry dzień. Nie wiem, czemu tak zawsze jest, że jak przyjadę do domu to mogłabym spać i spać. Chociaż na stancji regularnie wstaję z rana, taki już nawyk. A tu żaden rytm dnia nie wchodzi w grę, żadne planowanie.
Jestem nadwrażliwcem. Wszystko przyjmuję jakby ze zwiększoną siłą mocniej. Widzę w tym wielką wadę, gdy Małe smutki przybierają na wadze. Z drugiej strony, Małe radości stają się Radościami, które tworzą właśnie dobry dzień. Przykładem może być tutaj powrót do domu, tak miły pan kierowca, że wracając uśmiechałam się całą drogę w tym obskurnym busiku.
Jestem nadwrażliwcem patrzącym na świat z innej perspektywy. Tylko ile mam odwagi, żeby coś z tym zrobić?


"jesteśmy wszyscy razem uwięzieni w bursztynie danej chwili"
 (Rzeźnia numer 5)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz